jaką ciemną, nieznaną dziewczyną, wybaczyłabym niekonsekwentne jej kompromitowanie się z tym panem Przybyckim; ale położenie jakie my kobiety z wyższej sfery posiadamy, wkłada na nas obowiązek zachowania go w nieskazitelnej czystości. Sama duma szlachetna powinnaby jej nakazać...
W tej chwili lokaj wniósł wielką płonącą lampę, i zapuściwszy sztory u okien postawił ją na stole przed kanapą. Pod światłem lampy silnemi ogniami zaiskrzyły się szmaragdy u szyi, i przy uszach pani Olimpji, i wielki brylant błysnął na jej palcu. Pan Edward podniósł wzrok machinalnie utkwiony w album rozwarte, i pierwszy raz odzywając się w czasie rozmowy, przerwał pani Olimpji półgłosem:
— Jaki pani masz piękny brylant na ręku! prawdziwie, zwraca on na siebie uwagę! musi też być cenny! Pozwolisz pani abym jako amator drogich kamieni, zapytał ją gdzieś go nabyła?
Gdy to mówił, bladobłękitne przenikliwe jego oczy utkwiły upornie w twarzy pięknej pani.
Nagły, szkarłatny rumieniec wystąpił na policzki Olimpji: opuściła szybko rękę i machinalnie zasunęła ją pomiędzy koronki zdobiące suknię. W oczach jej bystrych, dumnych i błyszczących, zamigotały naprzemian pomięszanie, obawa i gniew. Pan Edward skłonił się bardzo grzecznie, i wyrzekł z ledwie dostrzegalną ironją:
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/137
Ta strona została uwierzytelniona.