Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/141

Ta strona została uwierzytelniona.

— Słuchamy! słuchamy! zawołało kilka głosów.
Pan Spirydjon zbliżył się i stanął tuż obok młodej kobiety, patrząc na nią z wielkiem zajęciem.
— Zaczynam więc, rzekła Stasia, i z poważno-figlarnym wyrazem twarzy, z rękami skrzyżowanemi na piersi wydeklamowała:

„Stara czapla, jak to bywa,
Trochę ślepa, trochę krzywa,
Gdy już ryb łowić nie mogła
W straszny się gniew i złość wzmogła,
Że młodsze od niej czapelki,
Przezrocze wody kropelki
W zgrabne swe dzióbki chwytały,
A przytem rybki łapały,
Jadły i chichotały.
Rzecze do nich: wy nie wiecie,
A tu o was idzie przecie!
Więc wiedzieć chciały,
Czego się obawiać miały.
Wczora,
Z wieczora,
W dumaniu głębokiem,
Tocząc po niebie nabożnem okiem,
Słyszałam jak święci Pańscy mówili:
„Nie trać czaplo ani chwili,
Idź, ratuj dusze co giną,
Grzesznej swawoli przyczyną!