Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/143

Ta strona została uwierzytelniona.

A młode czaple łając:
Że niegodne grzesznice,
Swawolnice, wietrznice,
W weselu czas swój trawią,
Łowieniem ryb się bawią,
Nie pomne na sądy boże;
Gdy ona, ach, strasznego,
Lubo wielce miłego,
Grzechu tego samego,
Popełniać już nie może!“


Skończyła Stasia, i filuterne oczy, w których teraz przebijała się pewna złośliwość, utkwiła w twarzy pani Apolonji.
Zarazem oczy wszystkich prawie mężczyzn zwróciły się w tym samym kierunku, i ze wszech stron śmiech wybuchnął homeryczny. Nawet p. Paweł nie mógł tym razem powstrzymać się od śmiechu, i patrząc na piękną twarzyczkę żony, z wyrazem uwielbienia i zachwytu szeptał jej do ucha:
— Cicho Stasiu, cicho, narażasz się!
Panienki chichotały też pocichu wszystkie z wyjątkiem córek amarantowej damy, która złośliwe i ironiczne spojrzenia z damą fijoletową zamieniała, tudzież starej panny w milczeniu i z oburzeniem głową kiwającej. Pani Apolonja zaś żywo powstała; na twarzy jej malowało się zagniewanie i nos rozkwitł najpiękniejszą purpurą. Brzęcząc krzyżem różańca o krzyż wiszący na piersi, odeszła