— Doprawdy? zawołali obaj małżonkowie; a p. Rokowicz dodał:
— To obraża... tedy...
— I to w porach kiedy Rumiański w biurze pracuje... ciągnęła Apolonja.
— Mój Boże! przyjmować gości, kiedy mąż w biurze; to dla mnie niepojęte! jęknęła Teresa.
— Przepraszam, wybuchnął Rokowicz; skoro tak jest, tedy pani Rumiańska nie powinna bywać w naszym domu! więc... bo nasz dom Tereniu powinien być wolnym od wszelkiej skazy... tedy... kiedy taka osoba jak pani Rumiańska w nim bywa, to obraża... tedy... przepraszam!
— Tak będzie jak sobie życzysz najmilszy mój Feluniu! Wiesz przecie, że we wszystkiem stosuję się do twojej woli! zresztą i sama nie mam sympatji do osoby, którą pozbyła się skromności, będącej...
— Czy pani dawno odwiedzała panią Starowolską? zabrzmiał nagle obok pani Rokowiczowej głos pana Gaczyckiego, który niewiedzieć jak się tam znalazł. Teresa drgnęła zrazu; lecz obróciła się ku niemu ze zwykłą sobie słodyczą, i odrzekła:
— Parę dni temu! mój Boże! ja tak kocham i poważam tę zacną osobę...
— Śliczną też pani Starowolska wychowuje dziecinę, nieprawdaż pani? ciągnął pan Edward. Ładneto, i nad wiek swój rozumne dziecko; a tak boleśnie zdaje się odczuwać swoje sieroctwo...
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/145
Ta strona została uwierzytelniona.