mnóstwo ślicznych nowych rzeczy, a nabywa je tanim kosztem. Wynajdzie sobie jaki handelek, i ma nowe cacko!
I znowu parę serdecznych całusów wycisnął na rękach żony. Ale po nad schyloną przed nią głową męża, i po nad jego gęstą czupryną, oczy Olimpji spotkały się z utkwionym w nią wzrokiem pana Edwarda. Wzrok ten był obojętny, nic nie mówiący; grzeczność czy inne może względy wyrugowały zeń nawet poprzednią ironję; niemniej jednak przykre wrażenie odbiło się na twarzy pięknej kobiety, i oblała się znowu szkarłatem.
— Usiądźże, Jean, rzekła do męża, szybko tłumiąc wzruszenie; spodziewam się że przepędzisz z nami wieczór. Zmień tylko podróżne ubranie na inne; dodała ciszej.
— Nie mogę, moje życie, nie mogę! odpowiedział Rostowiecki; przyjechałem tylko na jedną dobę; mam mnóstwo interesów i biegnę, lecę dziś jeszcze na miasto, aby je w części załatwić... oj! te interesa!
— Na tak krótko przyjechałeś pan do miasta? spytał ktoś z mężczyzn.
— Tak, tak, nie mogę inaczej! gospodarski czas, panowie! Gorzelnię przerabiam, i parobków przyjmuję... oj, co kłopotów! co kłopotów!...
— Ale cóż tak późno będziesz robił na mieście, Jean? Nie idź już dziś, nalegała żona.
— Nie mogę, nie mogę, moje życie; kontraktuję pszenicę Josielowi... idę do niego dla napisania kontraktu...
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/148
Ta strona została uwierzytelniona.