Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/162

Ta strona została uwierzytelniona.

— Idź precz! ofuknęła ją Apolonja półgłosem, i już ją minąć miała, gdy nagle ujrzała naprzeciw siebie wytwornie ubranego i wytwornym krokiem zbliżającego się mężczyznę. Poznała w nim pana Edwarda Gaczyckiego; żywo więc obróciwszy się do żebraczki, wydobyła z sakiewki kilka groszy, i dała jej z prośbą o pacierz za dusze zmarłych. W tej samej chwili zbliżył się p. Gaczycki i uchylił kapelusza.
— Pani zawsze jesteś pełną miłości bliźniego i politowania nad nędzą! rzekł z wielką grzecznością, pod którą wprawne ucho dosłyszałoby jednak ironję.
— Niech mię Bóg strzeże i broni abym miała kiedy cierpiącego bliźniego minąć bez podania mu pomocy! odparła z pobożnem westchnieniem Apolonja! Co dacie jednemu z maluczkich braci moich, mnie dacie — powiedział Chrystus!
Pan Edward ukłonił się raz jeszcze i poszedł swoją drogą, a gdy odwrócił się od spotkanej kobiety, nieskrywany już wyraz ironji i lekceważenia osiadł na jego ustach. Pani Apolonja zaś postępowała dalej ulicą, aż wzrok jej zatrzymał się na oknach sklepu, w którym, jak zwykle po niewielkich miastach, sprzedawało się wszystko, co tylko do potrzeb życia codziennego służy. Pani Apolonja weszła do sklepu, a po niejakim czasie pokazała się znów na ulicy z mnóstwem w rękach i na rękach pakunków, któremi obładowana, weszła w bramę zielonego domku, gdzie było owo pełne nieporządku o dwóch pokoikach mieszkanie. Jeszcze nie zdołała otwo-