— Gdzie ojciec, Michasiu? zawołała od progu p. Apolonja; a głos jej nie miał tutaj tego pokorno-nabożnego dźwięku z jakim mówiła między ludźmi; przeciwnie, brzmiał ostro i gniewliwie.
— Wyszedł kiedy mama wchodziła, — odparła zapytana najstarsza dziewczynka.
— Uciekł od mamy! zawołał starszy dziesięcioletni chłopak, i zaśmiał się na całe gardło, junacko ujmując się pod boki.
— Milcz błaźnie! krzyknęła przystępując do niego p. Apolonja.
— Ha, ha, ha, śmiał się coraz mocniej chłopak; dlaczego ja mam milczeć, kiedy to prawda! Jak mama w jedne drzwi, to papo w drugie! i to tak zawsze! Mama jednemi drzwiami: bach! a papo drugiemi drzwiami: bach! cha, cha, cha, cha!
— Będziesz ty milczał, rozpustniku jakiś! krzyknęła w coraz większą złość wpadając matka, i porwała chłopca za ucho.
— Aj aj aj! aj aj aj! wrzeszczał synek chwytając ją za rękę i tupiąc z całej siły nogami.
— Mamo! główka mię boli! jęknęło boleśnie chore dziecko, skurczone na kanapie; ale jęk ten zagłuszyły krzyki najmłodszego, które wylazło z pod stołu i wołało z płaczem.
— Jeść! jeść! Mamo! jeść!
— A to skaranie boże z temi przeklętemi dzieciakami! zawołała p. Apolonja, której nos rozkwitł najpiękniejszą
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/165
Ta strona została uwierzytelniona.