purpurą, jak zwykle gdy była czemś silnie poruszoną. Michasiu! czemu nie nakarmiłaś dzieci kiedy mnie w domu nie było?
— Nie miałam im co dać na śniadanie, tłumaczyła się Michasia; mama wyszła z domu bardzo rano i nic nie zostawiła; Zośka także poszła sobie na miasto, i dotąd nie wróciła. Dziś nic nie jedliśmy wszyscy, i papo nic nie jadł...
— Papo dziś był pijany! zachichotał młodszy chłopiec; ale wnet umilkł, bo mu starsza siostra pogroziła nieznacznie paluszkiem.
— Nie jedliśmy! nie jedliśmy! wołała p. Apolonja, już to wy zawsze takie żarłoki przebrzydłe! Powyjadacie wszystko co tylko jest w domu, a potem krzyczycie znowu — jeść! jeść! A co ja wam dam jeść! Czy nie widzicie że jesteśmy biedni! Ojciec całą pensję przepija!
— Ojciec pijak! ojciec głupiec! zachichotał znowu młodszy chłopak; ale chora siostrzyczka skurczona na kanapie zawołała nagle:
— Olesiu! nie wymawiaj takich słów na ojca! Ojciec dobry! ojciec biedny!
W błękitnych wielkich oczach jej zakręciła się łza; ale wnet pochwyciła się za główkę obu rączkami, i jęknęła:
— Główka mię boli! boli! boli!
Po twarzy Michasi rozlał się wielki, przejmujący smutek. Pogroziła raz jeszcze paluszkiem braciszkowi, który łajał ojca, i rzekła do matki:
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/166
Ta strona została uwierzytelniona.