Oczy dziewczęcia były łez pełne.
— Biedna siostrzyczka moja! biedna dziecina! mówiła zcicha; główkę Andzi położyła na swej piersi, i pocałowała ją w czoło i w oczy.
— Michasiu, mówiło dziecię słabym i przerywanym głosem; czy wszystkie dzieci takie nieszczęśliwe jak my? Ojciec dobry, ale na krótko przychodzi do domu, i jak tylko mama idzie, ucieka od nas! A mama nigdy nie pocałuje nas! Rzadko ją widzimy! Zośka nas szturcha i łaje! Jeść nam nigdy zgotować nie chce! Michasiu, czy wszystkie dzieci takie nieszczęśliwe? Jeżeli tak to ja nie chcę być dzieckiem! Niech mię Bozia do siebie zabierze!
Umilkła i jęknęła. Michasia nic nie odpowiadała tylko płakała pocichu, a łzy jej rzęsiście płynęły pomiędzy kędziory małej siostry.
Tymczasem dwaj chłopcy skradali się pocichu do sypialni.
— Ona tam gdzieś schowała to co przyniosła z miasta — mówił najstarszy.
— Aha! przerwał młodszy, widziałem że ser wyglądał z papieru...
— A ja widziałem bułkę...
— Chodźmy, poszukajmy! ona to gdzieś tam schowała...
I oba malcy weszli do przyległej izby. Po chwili dał się słyszeć krzyk.
— To moje! to moje! ja znalazłem!
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/170
Ta strona została uwierzytelniona.