I poprawił jej we włosach parę zsuwających się na czoło bławatków.
— A ja tu tymczasem, mówiła Stasia, skończyłam sukienkę dla naszego Władysia. Patrz jaka ładna! Uszyłam ją sama caluteńką!
Wyjęła z koszyczka bluzkę dziecinną, istne arcydzieło wprawnych rąk kobiecych, i rozkładając ją pokazywała mężowi delikatny haft i misterne ozdoby roboty.
— Zobaczysz jak się to nasz Władek ustroi w przyszłą Niedzielę; a zrobiłam mu oprócz tego śliczniuchny czepeczek z różowemi wstążeczkami. Każę go piastunce nieść za nami, gdy pójdziemy na przechadzkę! Toż dopiero będę dumna z mojego syna!
Zaśmiała się srebrzysto i oczy jej płonęły szczęściem. Oczy pana Pawła śmiały się także szczęściem i miłością; objął ramieniem giętką kibić żony, i patrząc w jej twarz rozradowaną zapytał:
— I cóż więcej robiłaś w mojej nieobecności?
— Grałam, odrzekła Stasia; nauczyłam się już wybornie na pamięć tej pieśni Szuberta, którą ty tak lubisz; zagram ci ją wieczorem... Czytałam też trochę. Wskazała na książkę otwartą.
— Przeglądałam oto tę książkę, ale zobaczywszy że jest piękną i zajmującą, nie chciałam jej czytać sama: — postanowiłam sobie, że przeczytamy ją razem... Czy dobrze, Polciu?
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/183
Ta strona została uwierzytelniona.