Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/191

Ta strona została uwierzytelniona.

ni, ciągnęła dalej, odkrywając twarz łzami zalaną — mam siostrzyczkę Andzię; taka śliczna dziecina... kocham ją... mój Boże! ona chora a niema lekarstwa. Mama doktora sprowadzić do niej nie chce... Dziś nie mogłam wytrzymać patrząc na jej męki i na głód i na swawolę braci, i przybiegłam do pani...
Przypadła do kolan Stasi, i zawołała ze zdwojonym płaczem:
— Ratuj pani moją chorą siostrzyczkę... moich braci... pomóż nam jakkolwiek... nie wiem dla czego serce mi mówi, że pani jesteś aniołem dobroci, i zlitujesz się nad biednemi dziećmi. Ja pani za to całe życie służyć będę...
Oczy Stasi napełniły się łzami. Spojrzała pytająco na męża.
— Polciu! rzekła, co tu robić? jakim sposobem nieść ratunek tym nieszczęśliwym istotom? gdyby były sierotami! ale wdzierać się w prawa rodziców...
Pan Paweł stanął na środku pokoju, i zamyślił się.
— Radziłbym ci Stasiu, odpowiedział po chwili, żebyś poszła do nich, i zobaczyła sama co się tam dzieje. Jeśli tak jest w istocie jak ta mała opowiada, to każdy uczciwy człowiek śmiało może się wedrzeć w prawa podobnych rodziców, i przeciwko nim samym bronić ich dzieci.
— O, dzięki ci panie! zawołała Michasia dziękczynnie składając ręce, a zwracając się z błaganiem do Stasi dodała: o niech pani idzie za mną, niech pani zobaczy moje biedne rodzeństwo, jakie to wszystko mizerne, odarte i chore!.. Jak zobaczysz, zlitujesz się nad nami, i uczy-