Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/192

Ta strona została uwierzytelniona.

nisz dla nas cokolwiek! Niech nas dobrzy ludzie odbiorą od mamy, a pozwolą tylko ojca widywać czasem! będziemy im za to służyć całe życie, bylebyśmy tylko mogli uczyć się czegokolwiek, i nie mrzeć z głodu! O, chodź, chodź ze mną śliczna pani! dobry aniele mój! chodź! ty nas uratujesz!
Stasia powstała z litością i smutkiem na twarzy, ale widocznem było że sama nie wiedziała co ma uczynić.
— Michasiu! rzekła, ależ ja mogę spotkać u was waszą mamę! cóż ona powie gdy mię z tobą przychodzącą zobaczy?
— O, nie lękaj się pani tego, odparła żywo dziewczynka; mama poszła na nieszpory, potem przepędzi cały wieczór gdzie u znajomych, i do domu wróci późno w nocy, jak zazwyczaj. Niech państwo nawet nie mówią mamie żem tu była, i wszystko opowiedziała, bo strasznieby się na nas rozgniewała!
Stasia zdawała się jeszcze namyślać, ale wzrok jej upadł w tej chwili na świeżuchno ustrojonego i rumianego Władka, który wesoło bawił się na ręku piastunki stojącej we drzwiach sypialni. Łzy zakręciły się w jej oczach.
— Mój Boże! szepnęła, gdyby z mojem dzieckiem tak się działo. Pójdę! dodała głośno, i ze zwykłą sobie żywością poskoczyła do sypialni.
Po chwili wyszła ubrana. Pocałowała mimochodem Władka, uścisnęła rękę męża, i odedrzwi jeszcze skinąwszy mu głową, wyszła z Michasią.