stworzenia serce, które całe powinno być oddane Stworzycielowi. Ale nie mogę nie widzieć... nie mogę nie widzieć...
— Czego? nagle rzucił pytanie pan Paweł głosem, który wiązł mu w gardle. Wyrazu twarzy jego nie mogła dojrzeć Apolonja, bo siedział plecami zwrócony do okna.
— Kochany panie Pawle, mówiła po kilku chwilach milczącego kiwania głową — wiesz przecie jak cię poważam; i któżby wreszcie nie poważał tak zacnego i dobrego człowieka? Wiesz o tem że znałam nieboszczkę matkę twoję (niech Bóg na tamtym świecie miłosiernym dla niej będzie), i że byłam z nią w przyjaznych stosunkach. Dla tych więc wszystkich powodów nie bierz mi za złe tego co powiem... Jestem kobietą która niczyjej zguby nie chce, a rano i wieczór prosi Pana Boga, aby ją od grzechu zachował... To też niech mię Bóg strzeże i broni od obmowy będącej największym grzechem... ale przez miłość bliźniego i dla uniknienia obrazy Pana Boga, muszę cię ostrzedz kochany panie Pawle... twoja śliczna, kochana Stasia...
— Co? naglej jeszcze wymówił pan Paweł, i pochylił się połową postaci ku mówiącej, jakby chciał rzucić się na nią. W tej jednak postawie został jak skamieniały.
— Nie irrytuj się, nie irrytuj tak, kochany, zacny panie Pawle, wymówiła najsłodszym głosem Antyfona; chcę tylko ostrzedz cię dla własnego twego dobra... a to co
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/199
Ta strona została uwierzytelniona.