Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/200

Ta strona została uwierzytelniona.

powiem niech zostanie między nami najświętszą tajemnicą.
To mówiąc cichym, kocim ruchem przysunęła się do pana Pawła, oczy jej błysnęły i stały się zielone jak u kota, pochyliła się prawie do jego ucha, i kładąc dłoń na jego ręku szepnęła:
— Kochana, śliczna twoja Stasia nie kocha cię tak jak ci się to zdaje... miej ją na oku... Pan Spirydjon As kocha się w niej, i jestem pewna że mają z sobą...
Nie skończyła — bo pan Paweł odrzucił nagle rękę jej od siebie, niby gadzinę która go ukąsić chciała; powstał, wyprostował się i wymówił:
— Niech pani dalej nie mówi! bardzo proszę!
Głos jego stanowczy był i nieledwie rozkazujący, lubo czuć było, że wiązł mu w gardle.
— Ależ kochany panie Pawle, mam dowody... przekonam cię... zaczęła raz jeszcze Apolonja.
Lecz tym razem pan Paweł odstąpił od niej o parę kroków, i światło z okna padło mu prosto na twarz. Apolonja drgnęła, powstała, i cofnęła się także nieco — tak przelękła się widoku tej twarzy zwykle bladej i nieruchomej, a z której teraz buchał gniew, żal, oburzenie, pogarda.
— Milcz pani, zawołał pan Paweł; nie jesteś nawet godną obłudnemi swemi ustami wymawiać imienia mojej żony — tego anioła dobroci... tej ślicznej istoty, która nawet i w tej chwili jak prawdziwa chrześcjanka i zacna niewiasta, poszła do...