Ładna twarz młodej kobiety mocno była zarumieniona, błękitne oczy jej błyszczały bardzo i miały na sobie ślady łez. Rzuciła parasolik na pierwsze lepsze krzesło, i drzącemi rękami odwiązując wstążki kapelusza, zawołała:
— Ach, mój Polciu! co też ja tam widziałam! co widziałam! Jaki nieporządek, nieład i nieczystość w domu, jaka nędza i opuszczenie tych biednych dzieci! O! cóż to za nieszczęśliwe istoty!
Silnie wzruszona zdejmowała okrycie, i poprawiając przed lustrem rozrzucone włosy, mówiła ze zwykłą sobie żywością:
— Spotkałam tę Kuderskę o kilkadziesiąt kroków od naszego mieszkania, i ledwie mogłam się powstrzymać aby jej nie wypowiedzieć całego mego oburzenia. Nie uczyniłam tego przez wzgląd na te biedne dzieci, któreby mogły przez to ucierpieć. Mówiła mi że była u nas, i że się z tobą o coś posprzeczała, ale nie powiedziała