Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/228

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak, mamo, odpowiedziała Wanda, zbudziła się biedna dziecina; zdaje mi się że jest zdrowsza — czoło ma mniej gorące.
I niżej jeszcze pochylając się nad dzieckiem, spytała dziwnie łagodnie i miękko.
— Jakże się czujesz Andziu? czy główka nie tak boli?
— O, lepiej mi, lepiej! odrzekło słabym głosem dziecię, zupełnie nawet dobrze mi jest, i główka wcale już nie boli, i oddychać tak miło, tak lekko, jak gdyby mię już Bozia do siebie zabrała... do tego raju o którym mi opowiadała Michasia, w którym aniołki Boże w białych sukienkach noszą na ręku, całują i pieszczą biedne chore i płaczące dzieci...
Po pięknym profilu Wandy przemknął wyraz rozrzewnienia.
— Cicho Andziu, rzekła, dłoń przesuwając po włosach dzieciny — nie mów tak wiele; doktór zabronił ci wiele mówić...
Ale dziecko nie zważało na tę słodką przestrogę, i mówiło dalej:
— Kiedy pierwszy raz obudziłam się tutaj, a spałam chyba długo... długo...
— Nie spałaś, moje dziecię, aleś była w gorączce, przerwała jej Wanda.
— Nie wiem pani; ale zdawało mi się żem spała i gdym się obudziła, a zobaczyła ten śliczny pokój, kwiatki przy mojem łóżeczku, i poczuła że koło mnie tak cicho, spo-