Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/234

Ta strona została uwierzytelniona.

Gaczycki nic nie odpowiedział, ale dwie iskierki w głębi oczów zapłonęły żywiej jeszcze jak wprzódy, i zwrócone ku twarzy Wandy długo nie gasły. Nie chciał może by je ona ujrzała, bo powstał i zbliżył się do rysunku rozpiętego na rejsbrecie pod oknem.
Przedstawiał on krajobraz narysowany z natury wprawną i umiejętną ręką Wandy. Był zupełnie prawie ukończony, i potrzebował tylko ostatecznych wycieniowań; a Gaczycki poznał w nim owo miejsce w zamiejskim borze, w którem nad brzegiem parowu po raz pierwszy Wanda w obec niego spotkała Augusta. Na rysunku była właśnie ta część przepaści nad którą wtedy stali wszyscy troje; wysokie sosny powiewały wokoło, a na przeciwległej stromej ścianie parowu, śród gruppy drzew i krzewów, widniał krzyżyk.
Niewiadomo dla czego, ale rysunek przypominający miejsce poznania się Wandy z Augustem, widocznie przykro uderzył oczy pana Edwarda; bo odwrócił się i ujął książkę, która otwarta leżała na pobliskim stole. Spojrzał na tytuł i rzekł.
— Jak widzę pani się trudni poważną literaturą.
— Tak, odpowiedziała Wanda; długo bardzo zajmowałam się samą pobieżną i lekką, ale od czasu gdy poznałam pana Przybyckiego, zaczęłam więcej pracować myślą. Przynosi mi książki, które sam czytuje, a niekiedy czytamy z nim razem.
Mówiła to z zupełnym spokojem, a jednak twarz jej powlekła się nagłym, ledwie dostrzegalnym rumieńcem,