Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/237

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pozwoli pani, abym zamiast bezpośredniej na jej pytanie odpowiedzi, powtórzył przed nią pewną powieść wschodnią, którą wyczytałem gdzieś, kiedyś, a które teraz dziwnym trafem na pamięć mi przyszła.
Wanda milczała zdziwiona, wzruszona, blada — Gaczycki mówił dalej:
— W Indjach Wschodnich, nad brzegami błękitnego Gangesu był las ogromny, gęsty, dziewiczy, pełen bogactw podzwrotnikowej natury, kwiecia, drzew wyniosłych, tęczowobarwnych motyli, zjadliwych wężów, śpiewających ptaków; wichrów, które szumiały w gęstwinach, bagnisk pokrytych pleśnią, i wód przezroczystych szerokiemi szybami błyszczących śród ciemnych głębi. W tym lesie rosła malwa żółta, pochylona, półzwiędła, a złośliwi bogowie leśni ożenili z nią złoty słońca promień, który światły, gorący i wesoły tylko co spłynął z niebios, i igrał swobodnie śród puszcz zieleni. Promień smutny był przy ślubowinach, a po ślubowinach smutniejszy jeszcze: potem malwa zaczęła coraz bardziej więdnąć i usychać, a promień któremu leśni bogowie kazali nieustannie wić się i świecić koło niej, blednął też, tracił swe iskry złote, i zamiast jak dawniej igrać swobodnie w powietrzu i pod niebem, schylił się ku ziemi, i smutny pełzać po niskich trawach począł.
W tym samym lesie, niedaleko kwitła na zielonej zwieszona gałęzi wspaniała a śnieżna i wonna magnolja. I ona także smutna była choć sama nie wiedziała dla czego; może dla tego, że nad nią zwieszały się szerokie li-