Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/242

Ta strona została uwierzytelniona.

W tej samej chwili w oknie oświetlonem lampą zarysował się cień mężczyzny o smukłych, pełnych siły i młodości kształtach, o regularnym profilu twarzy śniadej, i wielkich ciemnych oczach, które z pod powiek spuszczonych zdawały się ciskać iskrami.
Wanda odwróciła twarz bardzo bladą; znowu drżącą rękę do czoła podniosła, i wyrzekła cicho:
— Byłżeby to on promieniem ożenionym z żółtą malwą, a ja, byłażbym magnolją?
Nagłym ruchem złożyła ręce, i zawołała:
— Ależ to okropne! dla czegoż więc... Boże mój... dla czego? dla czego?...