Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/249

Ta strona została uwierzytelniona.

Anastazja uspokoiła się i uśmiechnęła. Okręciła wstążkę na szyi, i chciała ją zawiązać na kokardę, ale drżące ręce odmawiały posłuszeństwa.
— Zawiąż Teklo, rzekła zwracając się do sługi. Tekla przyklękła, i grubemi palcami zawiązała u szyi Anastazji ogromną kokardę.
— Zrób trochę mniejszą, rzekła strojąca się kobieta spojrzawszy w lustro.
Tekla podciągnęła końce wstążki.
— Teraz znowu zamała, ofuknęła już z niecierpliwością Anastazja.
Tłuste policzki Tekli tak trzęsły się i nadymały, że aż śród nich zniknęły całkiem jej wązkie chytre usta, a z niemi razem zniknął złośliwy ironiczny uśmiech. Przerobiła znowu kokardę.
— Teraz dobrze, wyrzekła patrząc w lustro Anastazja, włóżże mi jeszcze w uszy te kolczyki.
Tekla wzięła z pudełka długie złote kolce ozdobione szmaragdami, i niezgrabnie zaczęła je wkładać w uszy Anastazji.
— Aj, boli! jakżeś niezrabna! syknęła z bólu Anastazja.
— Proszę pani, odparła sługa, pani Z. u której służyłam nim się dostałam do pani, mówiła zawsze ubierając się: trzeba cierpieć ażeby być piękną!
Na te słowa chmura oblekła znowu twarz Anastazji. Popatrzyła w lustro, pokiwała głową, i rzekła zcicha jakby do siebie: