kretowy przypięty krzywo niezręcznemi a może i złośliwemi palcami Tekli, chwiał się też z tyłu głowy, i co chwilę zdawał się z włosów wypadać. Popielaty kolor szlafroczka, i niebieska barwa wstążki zawiązanej na szyi, kłóciły się z żółtą cerą twarzy; a długie szmaragdowe kolce jeden jeszcze sprzeczny żywioł wlewały w mięszaninę kolorów, i przy każdem poruszeniu fotelu uderzały o wystające kości chudej szyi. Tekla fotel wraz z siedzącą na nim swą panią zatoczyła przed kominek, na którym nie palił się tym razem płomień, ale tylko czerwonawo żarzyły się węgle; nogi jej wsparte na stołeczku okryła flanelą, i miała odejść — ale zatrzymała ją gestem Anastazja.
— Teklo, rzekła, wyjdź przed bramę, i zobacz czy mąż mój wraca.
Policzki Tekli znowu się zatrzęsły, a w nich schowały się jej usta; usłuchała jednak rozkazu szybko, i wyszła.
Anastazja została samą i zamyśliła się. Jakieś dobre, pełne nadziei myśli musiały przesuwać się po jej głowie, bo uśmiechała się, i oczy jej patrzące w żar kominka błyskały co chwilę. Wydobyła z za szlafroczka niewielki medaljon zawieszony na szyi na cieniuchnym łańcuszku, otworzyła go, i wpatrzyła się w zawarty w nim portret. Był to portret Augusta.
Tekla weszła, Anastazja z niepokojem na nią spojrzała.
— Pan nie wraca jeszcze, rzekła sługa, ale widziałam znowu tę panię...
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/251
Ta strona została uwierzytelniona.