Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/256

Ta strona została uwierzytelniona.

świecie równie pięknie być musi, a jam tego świata tak dawno, tak dawno już nie widziała!...
Pod wpływem wywoływanych wspomnień głos Anastazji zadrżał i znowu jedna łza spłynęła po jej policzku.
August patrzył na nią z dobrocią i litością. Ona spojrzała na niego, a ujrzawszy jego wzrok utkwiony w nią łagodnie, wydała okrzyk radośny, obie ręce zarzuciła mu na szyję, i głowę pochyliła na jego ramię. Ale w tej chwili śmiech spazmatyczny wstrząsnął znowu jej piersią, i strasznie twarz jej wykrzywił. Nie była dość silną aby nim zawładnąć, i w kurczowych drganiach czepiała się obu rękami ramienia męża. Strasznie wyglądała. W podrygach spazmu warkocz jej osunął się z głowy, i staroświecki grzebień upadł za poręcz fotelu. Pąsowa kokarda przesunęła się na bok, i sterczała wielką podtrzymującą ją szpilką; na czole i wkoło oczów utworzyło się mnóstwo zmarszczek, które krzykliwie sprzeczały się z wyrazem spojrzenia, tkliwie i namiętnie utkwionego w twarz Augusta.
Dramat burzliwej duszy, która nie mogła prześnić snów młodości i pozbyć się pragnień tego, czego życie dać już jej nie mogło, — objawił się w tej kobiecie okryty śmiesznością, jaka wywiązuje się zwykle z połączenia pretensji i brzydoty, błahych próżnostek, i uczucia rzucanego pod nogi komuś, kto go przyjąć nie chce lub nie może.