Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/257

Ta strona została uwierzytelniona.

Uspokoił się w końcu śmiech spazmatyczny nieszczęśliwej, drżącemi rękami poprawiła kokardę opadającą jej na twarz, i znowu zalotnie zwróciła się do męża.
— Auguście... zaczęła, ale wstrzymała się nagle, bo na wyrazistej twarzy męża inny już jak wprzódy dojrzała wyraz.
August oczy miał wlepione w ziemię, twarz bardzo bladą, a usta drgały mu nieco jakby tłumionym wstrętem i goryczą.
Anastazja patrzyła nań długo, i jej twarz zmieniać się zaczęła; gniew głuchy zawrzał znowu w zapadłych oczach, czarne brwi się zsunęły, i drżące palce poczęły jak dawniej miąć i szarpać suknię. Nagle krzyknęła niewyraźnie, głucho; rozerwała raczej niż rozwiązała wstążkę na szyi, cisnęła ją w komin na żarzące się węgle, pochwyciła z głowy kokardę wraz ze szpilką i odrzuciła ją daleko od siebie. Z dłoni szpilką zakłutej popłynęło kilka krwi kropel. Anastazja jęknęła i obu rękami zakryła oczy.
August powstał i stanął naprzeciw niej wyprostowany, a oczy jego ciskały iskry.
— Anastazjo, rzekł głosem, który nadaremnie spokojnym uczynić usiłował; Anastazjo, poco te rzucania się twoje, jęki i wysilenia? Nie dośćże ci mej przyjaźni, opieki jaką cię otaczam? nie dośćże ci tej pewności, że cię nie opuszczę nigdy, i że nigdy nie zabraknie ci mego ramienia i mego przyjaznego słowa, gdy je usłyszeć zechcesz? Żądaszże odemnie czego innego jeszcze? żą-