Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/259

Ta strona została uwierzytelniona.

szalona! Dziś jeszcze gdy poczułam dawno nieznaną rzeźwość w biednem schorzałem ciele mojem, poczułam także nadzieję wstępującą do piersi... Myślałam że wróci mi zdrowie i że będę miała jeden jeszcze, choćby jeden dzień radości i szczęścia na ziemi... Tak... kiedy promień rannego słońca zajrzał do mego pokoju, widziałam na nim zwieszoną twarz twoją... i wstałam rzeźwa jak dawno, i jak arlekin ustroiłam się w łachmanki, myśląc że one mię ozdobią i piękną uczynią jak niegdyś, i byłam dość śmieszna, aby łudzić się marzeniem że zdołam obudzić w twem sercu choćby cień dawnego dla mnie uczucia... O, jakże byłam bezrozumna, szalona!...
Z ostatnim wyrazem wybuchnęła śmiechem okropnym.
— Szalona byłam! szalona! wołała z całej siły, i obu rękami szarpała włosy targając warkocze i zwinięte nad czołem pasma; szalona byłam, powtórzyła raz jeszcze, kiedym sądziła że to co umarło odżyć może... że żywy człowiek kochać może trupa... że lampa zgasła błyśnie raz jeszcze pięknem światłem... szalona byłam! szalona!
Z łkaniem okropnem, bo łez pozbawionem, oparta na poręczy fotelu, oczy zamknęła, a roztargane jej włosy całkiem prawie twarz jej pokryły, ukazując tylko sine drżące wargi, i część żółtych pomarszczonych policzków.
August milczał. W chwili bezpamiętnego uniesienia Anastazji, wzrok jego mimowoli wybiegł po za szyby, i zawisł na oknach pierwszego piętra przeciwległej kamienicy. Tam błysnęło białe ramię, i drobna ręka otwo-