Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/266

Ta strona została uwierzytelniona.

okrywał głąb swego serca — spojrzał w te tajnie, które dotąd lękał się wzrokiem nawiedzać, i po raz pierwszy zawołał do samego siebie: kocham ją! kocham!
To co we mgle było, rozwidniło się; niewyraźne stało się jawnem, cień przybrał formę.
A z tego światła, z tej jawy, z tych kształtów w które nareszcie przyoblekły się uczucia jego, wystrzeliła błyskawica straszna, uderzyła o mózg Augusta, i na chwilę poplątała mu myśli tak, że nie wiedział ani dokąd dąży, ani gdzie się znajduje, ani co go otacza.
Idąc przed siebie jak ślepy i głuchy, utracił całkiem pojęcie i poczucie zewnętrznego świata, i cały zatrząsł się w swem wnętrzu — okiem pamięci, myśli i przeczucia mierząc swą przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.
Rzucił pytanie przeznaczeniu: dla czego nie dało mu tego czego najbardziej potrzebował z natury swojej, to jest: domowego spokoju i szczęścia? Są ludzie na ziemi, dla których to szczęście i ten spokój jedną kartą życia jest tylko; kartą, która wydarta z księgi istnienia, nie czyni jej wielkiego uszczerbku. Takimi ludźmi są wielcy mężowie czynów i idei, albo lekkie motyle w ludzkiej postaci — bez rozumu i głębszych uczuć upędzające się za płochemi i bezcelowemi igraszkami. A on był z tych, dla których miłość jest celem, cisza domowa światem. Gwar ludzi, blask trjumfów, szał zabaw — nie pociągały go; artysta i marzyciel potrzebował spokoju owianego miłością, i źródła natchnień słodkich a świętych, któreby mógł