Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/274

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy budziła się z tych fantastycznych widzeń, pytała siebie: „byłżebyto on promieniem ożenionym z żółtą malwą a ja byłażbym magnolją?“
Wtedy zdejmował ją żal wielki, a tajemnicza jakaś siła pociągała ku oknu, i kazała patrzeć na przeciwległe okna Augusta, i szukać za szybami stęsknionem okiem cienia jego postaci.
I dla tego że tak się z nią działo, August spostrzegł był w jej źrenicach dwie zły[1], których powstrzymać nie mogła; i dla tego także stała ona teraz obok niego blada, niema, zadumana, jak piękny posąg oczekujący gromu, który wnet ma weń uderzyć.
Patrzyła na łódki rybackie, które wdali ślizgały się po powierzchni wody. Wszystkie płynęły zrazu blizko siebie tworząc ciemną plamę na błękicie rzeki — i słychać nawet było niewyraźny odgłos rozmów rybaków odbijających od lądu.
Nagle z gęstej gruppy łódek wyśliznęły się dwie najlżejsze, najszybsze, i pomknęły chyżo w stronę w której stali August i Wanda.
Wanda pobiegła za niemi okiem, myśl jakaś przebiegła w oczach jej i po twarzy, i wyrzekła półgłosem:
— Czy popłyną dalej razem, czy się rozłączą?

Zaledwie to wymówiła dały się słyszeć głośne uderzenia wiosłem, łódki nagłą roztrącone siłą rozbiegły się w różne strony, i w mgnieniu oka były już daleko od siebie. Na jednej z nich odezwał się głośny wesoły śmiech rybaka; z drugiej popłynęła smutna piosnka. Jedna łódka

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – łzy.