— A drugie? przeciągle zapytała Wanda.
— Cóż pozostaje drugiemu? pytaniem odpowiedział August.
Wanda milczała długo, potem podniosła głowę jakby w natchnieniu; myśl wzniosła ożywiła jej twarz smutną, i patrząc na Augusta odrzekła:
— Drugiemu zostaje na pociechę i siłę życia czar pieśni, którą echa porwą i poniosą w świat, aby ich ludzie słuchali, a słuchając uczyli się kochać, i być wielkimi!
August w milczeniu wziął rękę Wandy, i do ust jej przycisnął ze czcią gorącą.
W tej samej chwili tuż po za niemi zaszeleściała obrastająca wzgórze karłowata sośnina, i z pomiędzy niej wychyliła się czworogranna męzka głowa, okryta brudno płowemi włosami; szare wypukłe oczy utkwiły w młodej parze z wyrazem oburzenia z przerażeniem graniczącego, i usta nagle, niespodzianie, wystrzeliły niby z pistoletu wyraz:
— Przepraszam!
Było to mgnienie oka. Czworogranna głowa wnet skryła się znowu między gęstą sośniną i słychać było tylko ciężkie kroki oddalające się, i łamiące z trzaskiem suche gałęzie zalegające gęstwinę.
Wanda i August nie widzieli i nie słyszeli zjawiska. Młody mężczyzna sekundę tylko trzymał w swej dłoni rękę dziewicy i wnet ją uwolnił, ale spojrzenia ich tonęły w sobie wzajemnie.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/276
Ta strona została uwierzytelniona.