Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/288

Ta strona została uwierzytelniona.

dla którego zstąpiłabym nawet z czystej i wysokiej pozycji, w jakiej mię los umieścił! Powiedziałaby mu słowem: jesteś pierwszym, który posiadł serce moje! I oto nie miałaby już przed nim tajemnic.
Całą tę tyradę Olimpja wygłosiła z mocnem wzruszeniem. Pierś jej falowała, a oczy z wyrazem skromności i onieśmielenia, spuszczały się na kwiaty kobierca zaściełającego posadzkę. Urwała mowę nagle niby powściągając się, i płomieniste spojrzenie podniosła na gościa.
Ale twarz Gaczyckiego, posągowo prawie zimna i obojętna, nic nie wyrażała. Gdyby Olimpja parę sekund pierwej spojrzała na niego, widziałaby jak z bladych oczów obojętnego pana, piorunna i przygniatająca strzeliła... pogarda.
Olimpja nie dojrzała pogardy, ale wielką, nie przełamaną obojętność. Czoło jej zaszło chmurami, wkoło ust zbiegło się znowu kilka fałdzików, a ze źrenic wyśliznęły się skośne promyki gniewu, nienawiści i... trwogi.
W tej samej chwili wszedł do salonu nie anonsując się pan Spirydjon.
Gospodyni domu powitała nowego gościa zimno i z wysoka, wyraźnie chcąc na to powitanie zwrócić uwagę Gaczyckiego. Nie widać jednak było aby ten chłód uczynił jakiekolwiek przykre wrażenie na panu Asie, który wydawał się tylko bardziej znudzonym niż zwykle. Rozmowa potoczyła się o obojętnych przedmiotach; i trwała już z kwadrans, gdy w przyległym pokoju, którego drzwi były zamknięte, dał się słyszeć głos męzki.