Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/290

Ta strona została uwierzytelniona.

chwili rozglądając się po salonie — masz nowe meble Olimpko! Proszę! skądżeś je wzięła? bo o ile przypominam sobie, gdym był tu ostatni raz, nie mogłem w żaden sposób dać ci na nie pieniędzy... musiałaś je zamienić na dawniejsze, z małym przydatkiem pewnie.
Zwrócił się ku gościom.
— Bo to moi panowie, niema pod słońcem mędrszej kobiety jak moja Olimpka. Tanim kosztem zdobywa zawsze piękne rzeczy. Znowu ucięła handelek, i ma nowe błękitne meble, których chciała oddawna...
Na te słowa pana Jana, błyskawiczny szkarłatny rumieniec oblał twarz Olimpji i wnet zniknął; ale odblask jego pozostał na czole pana Spirydjona, zarumienionem nieco i pochylonem nad jakiemś pismem illustrowanem.
Gaczycki przenosił wrok z gospodyni domu na jej gościa, i kolejne ich rumieńce zdawał się nizać jak paciork[1] na promienie swych bladych, zlekka ironicznych oczu.
— No, żegnam, żegnam państwa, zawołał pan Jan, który nawet nie usiadł; bardzo mi przykro że muszę rozstać się z tak miłem towarzystwem, ale interesa... Oj, te przeklęte interesa... Do widzenia, Olimpko.
Znowu trzy razy pocałował żonę w rękę, uścisnął gości i wybiegł.

W pół godziny potem oświetlone rzęsiście salony pani Olimpji, napełnione były towarzystwem złożonem z osób dwudziestu kilku lub trzydziestu. W towarzystwie tem znajdowały się znowu jak wprzódy trzy damy sukniami swemi składające połowę tęczy. Amarantowa dama ple-

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – paciorki.