Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/293

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jaka to szkoda, odezwał się któś, że nie zobaczymy dziś tej ślicznej, dobrej pani Teressy!
— O, to prawda! zawtórowano; co to za słodka, uprzejma, pełna zalet osoba!
— To wzór żon!
— I wzór prawdziwej skromności!
I długo w ten sposób chór pochwalny opiewał cnoty i zalety pani Teressy.
Czy pan Rokowicz słyszał tę rozmowę o swojej żonie? niktby nie odgadł — tak był zatopiony w swem dumaniu. Oczy utkwił w trzymaną szklankę herbaty i kiedy niekiedy kiwał głową, jakby go zajmowały wielce gorzkie i smutne myśli. Nagle wychylił herbatę z takim gestem i taką miną, jakby wypijał do dna kielich żółci i octu; wyprostował się, prostopadle wyciągnął ku towarzystwu prawicę, i nagle wymówił:
— Przepraszam!
Na to sakramentalne słowo, wyrzucone jak z procy, kilkanaście osób przestało rozmawiać, i spojrzało na niego. Pan Rokowicz obiegł wzrokiem całe towarzystwo, i powoli spuścił prawicę.
— Przepraszam! powtórzył; wszak nikt z państwa nie zaprzeczy... tedy, że moralność jest najważniejszą rzeczą... więc, że każdy człowiek powinien patrzeć, co się koło niego dzieje i dbać o moralność... najpierw tedy dbać o położenie swego domu... więc... żeby w tym domu nie bywał nikt, kto obraża moralność... tedy nikt z pań-