Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/296

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pan August Przybycki, mówił dalej narrator, stał tedy przy pannie Wandzie, i więc... całował ją w rękę — słyszałem nawet co mówili do siebie, bo byłem bardzo blizko, ale tedy... nie mogę powtórzyć... i wielu tedy rzeczy nie mogę opowiedzieć przez uszanowanie dla towarzystwa, bo... więc powtarzanie takich rzeczy obraża... tedy...
— Boże wszechmogący! zawołała pani Apolonja, i ta kochana Wandziulka była sam na sam z panem Przybyckim?
Rokowicz pokiwał znacząco swą czworogranną głową.
— Sam na sam... tedy... zupełnie sam na sam, odpowiedział. Tedy... zdaje mi się, że panna Wanda jest niemoralną panną... więc że nikt nie powinien przyjmować ją ani się z nią przyjaźnić... Terenia powiedziała, że nigdy już u niej nie będzie, a jeżeli ona do nas przyjdzie, tedy powie przez służącę że chora, i przyjąć nie może, a potem umyślnie w oknie się pokaże... Więc... dobrze zrobi, bo Terenia jest osobą moralną, i trzeba aby niemoralne osoby wiedziały... więc... jak są między ludźmi uważane... Co do mnie... tedy... jak zobaczę pannę Wandę na ulicy... tedy nie ukłonię się... z pewnością nie ukłonię się... Dbam o pozycją mego domu, i nie chcę aby ludzie mówili, że mam znajomości z niemoralnemi osobami... Nie przyszedłbym tu dziś bo Terenia chora, i w domu została... ale... tedy... uważałem sobie za obowiązek przyjść powiedzieć państwu prawdę o pannie Rodowskiej... bo spodziewam się że państwo dbacie także o pozycję swych