kończą się chłody zimowe. Mąż mój zajęty pracą biurową rzadko może być zemną; zawsze więc siedzę tu sam na sam ze wspomnieniami młodości mojej, która się wcześnie skończyła, bo od lat siedmiu jestem już taką, jaką mię widzisz pani w tej chwili... Nie widzę nigdy błękitu nieba ani drzew zieleni; powietrza nawet chronić się muszę jak trucizny, któraby mi śmierć przyśpieszyła. Z goryczą myślę że inne kobiety w moim wieku używają jeszcze świata i wszystkiego co on dać może, wtedy gdy ja dogorywam nędznie sama i opuszczona...
Umilkła, i znowu posępne wejrzenie wlepiła w ogień. Apolonja kiwała przez chwilę głową żałośnie.
— Sama? opuszczona? ozwała się przeciągle; przecież pani masz męża?
Na te słowa, niezadowolenie rozlało się po twarzy Anastazji, palce jej niecierpliwie zaczęły szarpać suknię.
— Mówiłam pani, odpowiedziała, że mąż mój zajęty jest pracą biórową.
Zjadliwy uśmiech zawisł na ustach Apolonji.
— Nietylko! szepnęła jakby do siebie, i smutnie kiwała głową.
Anastazja podniosła na nią oczy, które błysnęły nagle. Otworzyła usta, aby coś wyrzec, ale nic nie powiedziała; tylko wargi jej zwierały się i otwierały co chwilę pod wpływem walki, jaką toczyły w niej sprzeczne znać uczucia.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/306
Ta strona została uwierzytelniona.