Apolonja wpiła w nią wzrok zjadliwej słodyczy, i zwolna, zcicha, tonem który coraz więcej w ubolewanie przechodził, mówiła dalej:
— Tak, tak kochana pani; świat ten zepsuty i coraz więcej zapomina o prawach Pana Boga! Ta panna o której mówię wiele już poróżniła małżeństw, wielu mężów odciągnęła od żon nieszczęśliwych...
Anastazja podczas tych słów zdawała się z całej siły mocować z sobą; nagle podniosła głowę i rzekła:
— Bądź pani pewna, że pannie tej nie uda się uczynić tego z moim mężem. Pani go nie znasz: to człowiek uczciwy i pełen honoru, i pewno dla żadnej zalotnicy nie opuści nieszczęśliwej kobiety, której winien opiekę i pomoc.
Mówiła to głosem drżącym, w którym był i gniew i duma, i rozpacz daremnie tajona.
Apolonja dosłyszała tę ostatnią... Wzrok jej odwrócił się na chwilę od Anastazji, podniósł się w górę, i utkwił w oknie przeciwległej kamienicy...
— A jednak, wyrzekła po chwili, a jednak ludzie mówią, że mąż pani zakochany już w tej pannie!
Anastazja wydała okropny okrzyk.
— Zakochany! krzyknęła głucho, już zakochany! jak się nazywa ta panna? powiedz pani, jak się ona nazywa?
— Na co pani jej nazwisko? odparła Apolonja; powiem pani tylko jej imię i wskażę jej mieszkanie. Na-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/308
Ta strona została uwierzytelniona.