Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/315

Ta strona została uwierzytelniona.

cechującą ją zrazu głuchą złość i nienawiść; a oblekała się szlachetnem jakiemś uczuciem, przez które przeglądała rodząca się i wzmagająca rezygnacja.
Nareszcie dnia pewnego, na brzydkiej żółtej twarzy po długiem patrzeniu w okno przeciwległe, ukazał się wyraz postanowienia. Ściągnęły się czarne energiczne brwi, zapadłe oczy błysnęły rozpaczą, ale na bladych drżących ustach zawisła dobroć i wargi wyszeptały: „stało się! trzeba im ustąpić! niech będą szczęśliwi!“
Nazajutrz oba już okna były zamknięte. Przechodnie nie dziwili się temu, gdyż jesień się zaczynała, a z nią pora zimna i wilgotna.