Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/317

Ta strona została uwierzytelniona.

dychającą wprzódy? Jak śmiał wejrzeniem swem spotkać się z głębią jej dziewiczych oczu, i przez nie wrzucić do jej serca iskrę gorącego uczucia — kiedy nie miał prawa podać jej dłoni na wędrówkę ziemską, ani nawet otworzyć przy niej usta dla wypowiedzenia słowa miłości?
Ona cierpiała! — myśl ta krzyczała mu w duszy przeraźliwym głosem wyrzutu sumienia; załzawione jej oczy ścigały go wszędzie gdzie się obrócił, twarz jej pobladła nie dawała mu pokoju we śnie i na jawie.
Kilka dni minęło podczas których August ani razu nie widział Wandy; zdawało mu się niepodobnem pójść teraz do niej, mówić z nią, być przy niej, i nie powiedzieć jej tego co zapełniało całą jego istotę. Lękał się sam siebie i walczył strasznie. Niezmożone uczucie codziennie przywodziło go do bramy jej mieszkania, a sumienie wołało przeraźliwie: nie wchodź!
Odchodził z pobladłem czołem i boleścią tryskającą przez oczy. Rozłączenie i tęsknota rozniecały bardziej jeszcze płomień niepohamowanych uczuć, a piękna postać Wandy, wynosła, smutna, opłynięta bogatą draperją białej szaty, stała wciąż przed nim, nęciła go ku sobie, płakała brylantowemi łzami... Łzy te gorącemi kroplami spadały mu na głowę... onto je z jej oczów wycisnął!.. Na tę myśl wszystkie szatany rozpaczy, żmije zgryzot sumienia kąsały go i targały, a straszne myśli rodziły się w głowie.
A więc przełamać wszystkie zapory, zwyciężyć przeciwności, zdeptać honor i uczciwość chociażby, a połączyć