Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/320

Ta strona została uwierzytelniona.

Do kogóż słała ona skargę swego czystego, boleścią zmąconego serca? do niego może! O rozpaczy! a on nie miał prawa pójść tam do niej, utulić na swej piersi jej głowę śliczną, i powiedzieć: bądź moją i szczęśliwą! Wstyd go ogarniał. Był mężczyzną, a czuł się bezsilnym w obec losu. Losu! — mógłże na los narzekać? czyż sam własnemi rękami nie zbudował sobie gmachu nieszczęścia?
Złorzeczył swej przeszłości, szaleństwu, nierozwadze, która go wiecznemi okuła kajdanami. Jedna jeszcze zgryzota przybywała... znowu powstawały szalone a nieuczciwe myśli... walczył i szalał z cierpienia.
Przez te kilka dni walk i targań wewnętrznych, mało zwracał uwagę na Anastazję — bo i nie widział nic co się koło niego działo, i instynktownie może lękał się zbliżyć do kobiety, której losy ważyły się w jego sercu na szali pokus i sumienia, aby przykry jej widok i przykrzejsze jeszcze odeń jej burze, nie pchnęły go nieprzeparcie ku postanowieniu, które raz powzięte, byłoby nieodwołalnem, a które, czuł to, doprowadziłoby go do czynu sprzecznego z jego pojęciami o uczciwości i powinnościach tak społecznych jak człowieczych.
Gdy wracał do domu, Anastazja nie przemawiała do niego nigdy. Nie dziwiło go to, ani zwracało jego uwagę, bo zdawna przywykł do nagłych zmian tej burzliwej i fantastycznej istoty, u której po najgwałtowniejszych wybuchach gniewu, namiętności i rozpaczy, następowały całe dnie i tygodnie ponurego milczenia.