August zdawał się zdziwionym. Myślał zapewne że odpowie mu jak zwykle, gorzkim wyrzutem, albo ponurem milczeniem; natomiast dosłyszał w jej głosie niezwykłą łagodność, a w całej twarzy z poza cierpień fizycznych dojrzał dziwną jakąś pokorę i rezygnację.
Usiadł przy niej i trzymając jej rękę, rzekł łagodnie:
— Anastazjo! Tekla mówiła mi, że od dwóch dni nic jeść nie chcesz, dla czego to czynisz? — czemu nie posłałaś po lekarza, jeśli czujesz się bardziej chorą?
Anastazja dziwnie się uśmiechnęła.
— Nie potrzeba mi pokarmu ni lekarza, odrzekła zwolna, chcę umrzeć, Auguście.
Brwi Augusta ściągnęły się, powiódł ręką po czole, szepnął do siebie.
— Znowu!
Dosłyszała wyraz ten Anastazja. Podniosła się z ciężkością, i wspierając się na poduszkach, na drżącą dłoń opuściła głowę. Chwilę milczała, znać było że toczyła wewnątrz walkę, bo oczy jej błysnęły zwykłym jej burz ogniem, ale usta zaciskały się niechcąc przepuścić na zewnątrz gwałtownego słowa.
— Nie gniewaj się na mnie, Auguście, wyrzekła po chwili głosem drżącym, nie miej mi za złe tego co czynię; jeszcze dzień jeden, albo dni dwa najwięcej, a umrę, ustąpię ci z drogi, i będziesz mógł połączyć się z kobietą, którą kochasz!
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/323
Ta strona została uwierzytelniona.