Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/324

Ta strona została uwierzytelniona.

Ostatnie słowa wymówiła głosem, w którym drgały znowu rozpacz i wyrzut.
August porwał się z miejsca.
— Kobieto! zawołał, zkąd ty wiesz że ja kocham inną? kto ci to powiedział i dla czego mówisz mi o tem?
Znowu była chwila milczenia, podczas której pierś Anastazji podnosiła się gwałtownie, znowu znać było w niej ciężką walkę. Powieki jej zapadły jakby znużone i zakryły oczy; słabe palce poczęły miąć i szarpać bieliznę, którą była okryta.
Ale po chwili podniosła wzrok na Augusta, i znowu sięgnęła po jego rękę.
— Auguście, zaczęła mówić, nie gniewaj się na mnie, ja ci nie czynię wyrzutu... jam teraz już lepsza, daleko lepsza i spokojniejsza jak wprzódy byłam... Posłuchaj mię!
Mówiła te słowa takim błagalnym, pokornym jakimś głosem, że na twarz Augusta wstąpiła znowu litość niezmierna. Usiadł przy niej nic nie mówiąc.
— Posłuchaj mię! ciągnęła Anastazja; pytasz zkąd wiem o tem że kochasz ją? Jam ją widziała! Mieszka naprzeciw nas na pierwszem piętrze... patrzyłam na nią przez kilka dni, po godzin kilka, wtedy gdy siedziała w oknie... Zrazu, nienawidziłam ją, ale krótko... bo pojęłam, że ona niewinna temu iż ją pokochałeś... niewinność tkwi na jej czole... To dziewica która dotąd żadnej grzesznej myśli nie miała jeszcze... I tyś niewinien żeś ją pokochał... jesteście jakby stworzeni dla siebie...