Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/332

Ta strona została uwierzytelniona.


XXV.


Wanda siedziała w salonie swoim sama jedna i zamyślona. Smutne musiały być myśli które napełniały głowę młodej dziewicy, bo pochyliła na dłoń białe czoło, a pierś jej częstem podnosiła się westchnieniem.
Drzwi otworzyły się zcicha, na progu błysnął kolor różowy, i do salonu weszła Stasia.
Ujrzawszy ją, Wanda wydała okrzyk radości, i z niezwykłą sobie żywością rzuciła się na szyję przyjaciołki.
— Wandziu! na Boga? co ci jest? jak ty wyglądasz? zawołała przybyła z przestrachem niemal.
W istocie Wanda w przeciągu dni ostatnich zmieniła się niezmiernie; schudła, zbladła, a w oczach jej i na czole znać było głębokie cierpienie. Nie odpowiedziała na niespokojne pytania przyjaciołki, ale całując ją ciągle i sadzając obok siebie, zawołała z tłumionemi łzami:
— Stasiu moja! przyszłaś przecie do mnie! myślałam że i ty opuścisz mię jak wszyscy, że się odemnie oddalisz, że mną pogardzisz...