Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/334

Ta strona została uwierzytelniona.

z niemi żadnych stosunków“! Przyszłam do domu bardzo zdziwiona; że jednak miałam co innego na sercu i myśli, zapomniałam prędko o tych dwóch wydarzeniach. Ale odtąd ciągle spotykają mię podobne... Zawczoraj spotkałam wychodząc z kościoła córki pani R., tej co to zawsze w amarantowej sukni chodzi; spojrzały na mnie swemi przymrużonemi oczkami, i nie ukłoniwszy się, odwróciły głowy... Rokowicz przeszedł obok mnie kilka razy; patrzył na mnie i ani głową nie skinął... Nawet poczciwa Ludwinia która zawsze tak mię kochała, spotkawszy mię na chodniku uścisnęła mi rękę jakby ukradkiem i oglądając się czy ją kto nie widzi, pobiegła prędko niby uciekając odemnie... Powiedz mi Stasiu, co to wszystko ma znaczyć? bo ja daremnie zapytuję sumienia swego; nie znajduję w niem nic, coby zasługiwało na tak ogólną przyganę i pogardę? Cożem złego wyrządziła tym ludziom, że mię tak wytrącają z pośród siebie, że śmią publicznie i jawnie ubliżać mi? Wszakżem się zrodziła i zhodowała pomiędzy nimi, wiedzieli więc oddawna kim i jaką jestem; dla czegoż więc wprzódy okazywali mi przyjaźń? Czemu te same kobiety, które dziś odwracają się odemnie, całowały mię i nazywały swą przyjaciołką, niedawniej jak przed miesiącem? Gdyby o tem dowiedziała się matka moja! drżę na samą tę myśl! Ona tak dumna mną, tak ślepo mię kochająca, umarłaby chyba z rozpaczy i wstydu!...
Wanda umilkła; wyraz goryczy i cierpienia osiadł na jej twarzy. Stanisława smutnie na nią patrzyła.