tną ojczyznę naszą i miejsce, do którego dusze nasze ulecą, aby się połączyć po przebyciu tej biednej ziemskiej drogi! Nie wiedziałam o tem że go kocham, Bóg i sumienie moje świadkami memi! W myśli mej zwałam go bratem, a niekiedy mistrzem moim, bo przy nim duch mój wzrastał i wzlatywał coraz wyżej w krainy sztuki i wiedzy. Cierpiałam i nie rozumiałam mego cierpienia; tęskniłam i nie rozumiałam mych tęsknot. Doświadczałam dziwnych, nieznanych przedtem radości, i nie pojmowałam zkądby się one brały we mnie... Nie miałam u kogo zaczerpnąć rady, nie było obok mnie niczyjego oka, któreby spojrzało w głębie mego serca i rozwidniło je przedemną samą! Matka moja, droga i najlepsza moja matka, śród chorób i odosobnienia dawno zapomniała jakim torem postępują uczucia młode. Zresztą lękałam się sprawić jej zmartwienie, zwierzając przed nią niepokoje moje... I nie czułam nawet potrzeby tego, bo niepokoje te brałam za urojenia, za marzenia dziwne, którym i pierwej ulegałam nieraz. Łajałam się za nie, i nie widziałam w czembym winną była... I nagle rozdarła się przedemną zasłona... Było to w cichy pogodny wieczór. Staliśmy nad brzegiem rzeki sami jedni w obec pięknej samotnej natury, która zawsze przemawiała mi do serca i wprawiała mię w odmęt marzeń... O droga moja! jaki on piękny był wtedy! jakie blaski przechodziły mu po czole i świeciły w oczach! Widziałam dwie łodzie płynące po rzece, i pomyślałam że był to symbol mego życia i jego. Łodzie rozstały się i popłynęły
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/338
Ta strona została uwierzytelniona.