jej córek? I czegóżby nie dała dama fjoletowa aby rumiany jej Ignaś choć raz przeszedł się po salonie pod rękę z miljonowym panem? I czegóżby nie dały panny zerkające ukradkiem na wielką łysinę starego kawalera, na której widziały wypisaną większą jeszcze od niej cyfrę jego majątku, aby zbliżył się ku nim bogaty człowiek, który nie miał łysiny, ale takie piękne myślące czoło, i taką wyniosłą, pełną dystynkcji postawę?..
Miljon! to magiczny wyraz! a tam było miljonów dwa i pół — a przytem imię piękne, i powierzchowność lubo obojętna, ale samą tą obojętnością niepospolita i zajmująca!
Wszystkie też oczy zwróciły się na człowieka obdarzonego tylu zaletami, a w kilku miejscach salonu półgłosem zamieniono uwagę, że pan Gaczycki inaczej jakoś wyglądał jak zwykle. Damy znalazły że mu z tem do twarzy, przenikliwie mówiły: w tem coś jest! on jakiś wzruszony!
Zdziwienie wzrosło, gdy Gaczycki powitawszy gospodynię domu, z ożywieniem rozmawiać zaczął z kilku mężczyznami, którzy go otoczyli. Przyzwyczajono się widzieć go zawsze mało ożywionym, najczęściej milczącym, a myśl swą wyrażającym częściej spojrzeniem lub uśmiechem niż słowem. Tym razem mówił wiele, i głośniej niż zwykle zaśmiał się parę razy. Zdawało się patrzącym, że w gruppie pośród której stał, był kierownikiem rozmowy, i że prowadził ją na takie drogi, na jakich chciał ją widzieć. Znać to było po twarzach otaczających
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/359
Ta strona została uwierzytelniona.