go mężczyzn, którzy z uśmiechem i zajęciem wszyscy patrzyli na niego. Jakiś dowcip czy sarkazm musiał wyjść z ust jego, bo wybuchnął śmiech kilku głosów — a gdy się uciszył, nieopodal stojące osoby usłyszały wymawiane przez Gaczyckiego słowa:
— Powiadam wam panowie, że sam nieraz widziałem tego potwora. Ma on nogi zajęcze, ogon lisi którym się często pokrywa, skrzydła nietoperza lubiącego ciemność, paszczę smoka, żądło węża, oczy jaszczurki, całe ciało pokryte kolcami jeża.
— I jakże nazywa się ten nieznany naturalistom potwór? zaśmiało się parę głosów.
— Alboż ja wiem jak się on właściwie nazywa? odparł wzruszając ramionami Gaczycki. Słyszałem tylko jak lecąc nad głowami ludzkiemi, kąsając żądłem, raniąc kolcami a przykrywając się ogonem lisim, krzyczał o sobie: „nazywam się cnota!“
Nowy śmiech wybuchnął. Uwaga grupp siedzących niedaleko, zaczęła coraz więcej zwracać się na słowa Gaczyckiego wymawiane swobodnym tonem, w którym sarkazm dźwięczał jak lekkie i oddalone uderzenie stali o stal.
— A więc i mowę posiada to straszne zwierzę? mówił ze śmiechem któś z mężczyzn biorących od początku udział w rozmowie.
— I jaką! odpowiedział Gaczycki: doniosłą i syczącą gdy mówi: „jam jest cnotą!“ pobożną, tkliwą, jękliwą
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/360
Ta strona została uwierzytelniona.