Spodziewam się że powtórzeniem tej historji wywiązałem się z przyrzeczenia danego państwu, i przekonałem was, że nie jest zmyśleniem potwór o którym mówiłem, a który mając nogi zajęcze, ogon lisi, żądło wężowe i skrzydła nietoperza, unosi się nad światem wydając krzyk bluźnierczy: jam jest cnota!
Przestał mówić Gaczycki, a w salonie milczenie trwało jeszcze parę minut. Nikt z miejsca się nie ruszał, dziwne uśmiechy błądziły po wszystkich twarzach. To co powiedział było tak nowe i oryginalne dla słuchaczów, że żaden z nich nie mógł przejść do rozmowy o czem innem. Wytworna, o arystokratycznych kształtach postać opowiadacza, i twarz jego, piękna w tej chwili rozlaną na niej pięknością duchową, zdawały się panować nad całem zebraniem, i przykuwać do siebie wszystkie oczy. Gaczycki spojrzał po otaczających, a widząc skupioną na siebie ogólną uwagę, odezwał się:
— Pozwólcie państwo abym do opowiedzianej wam historji nieznanego autora, dołączył jako komentarz kilka własnych uwag. Niech mię Bóg broni abym miał najmniejszem choćby słowem poniżać u ludzi pojęcie o cnocie prawdziwe. Byłoby to zaparciem się najdroższych własnych przekonań moich i życzeń jakie żywię dla ludzkości. Obecnem opowiadaniem mojem chciałem tylko okazać, że nie wszystko jest cnotą co się nią wydaje albo wydać pragnie; że bardzo często przed pozorami występku kryje się właśnie cnota prawdziwa, heroiczna niekiedy — a pod płaszczem cnoty, jak wąż pod kwiatami czołga się
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/388
Ta strona została uwierzytelniona.