Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/392

Ta strona została uwierzytelniona.

bliźniego i dla większej chwały Pana Boga. Ale nie daną im jest moc zniszczenia tego co Stwórca zesłał na świat dla istotnej chwały swojej, pożytku ludzkości i tryumfu prawdy a piękna. Daremnie silą się długouche bociany, aby wszystko na ziemi uczynić do siebie podobnem, aby w szponach swych zgnieść i rozszarpać wszelki wdzięk i niewinność. Wielu wprawdzie łatwowiernych uda się im w błąd wprowadzić, wielu sercom ciężkie potrafią zadać rany, wiele nawet istnień ludzkich złamią i zniweczą; ale i sami prędzej czy później upadną w głęboki dół, który przed stopami innych kopali. Prędzej czy później nadejdzie godzina, że spadnie z ich twarzy maska obłudy, i ukaże trąd którym są okryci; sprawiedliwość rządząca światem zedrze z nich cnotliwą skórę, którą się okrywali, a z niej jak gadziny wypełzną ukrywane grzechy ich, aby ludzie patrząc na nie cofali się ze wstrętem i pogardzą. A orły których skrzydła połamać oni chcieli, wzniosą się pod obłoki swobodnie i kąpać się będą w promieniach słonecznych; słowiki których głos tłumili swem krakaniem, wdzięczną pieśń swoję rozśpiewają po świecie.“
Powiedziawszy te wyrazy umilkł Gaczycki, a choć już nic nie mówił, długo jeszcze zdawało się tym co słuchali, że w powietrzu brzmi głos jego, w którym z za smutku i surowości dźwięczał sarkazm, niby oddalone a ostre stali o stal uderzenie. I znowu kilka minut było powszechnego milczenia, gdy nagle niemłody jakiś męż-