Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Cnotliwi.djvu/404

Ta strona została uwierzytelniona.

Przyrzekłem że szukać pani nie będę, dopóki nie będę miał prawa złożyć u stóp twoich całego życia mego... Stało się tak... jestem wolny... jadę do ciebie... Jakież to miejsce jest w którem panią znajduję?.. jakim sposobem pani tu jesteś?..
Umilkł; tchu mu do mówienia zabrakło. Na twarzy Wandy dziwne zagrały uczucia; zbladła, wysunęła dłoń z ręki Augusta, i odstępując od niego parę kroków, wyrzekła poważnym, niemal uroczystym głosem:
— Panie Auguście! znajdujesz się u progu domu pana Edwarda Gaczyckiego, a ja... jestem jego żoną! August zadrżał; głuchy jęk wydobył się z jego piersi, a księżyc który w tej chwili świetnie z za drzew wypłynął posępny blask rzucił na zbladłą twarz jego. Stał chwilę niemy, z pochyloną na piersi głową, z ręką bezwiednie naciśniętą na żelazną ozdobę furtki u której stali.
— O marzenia! o nadzieje ludzkie! — wyrzekł zcicha do siebie, i boleść wielka zawisła mu na ustach. Ale po chwili podniósł głowę, z miłością i bólem wpatrzył się w twarz Wandy, i odezwał się głosem w którym były całe skarby serdecznego ciepła:
— Teraz pragnę już tylko wiedzieć czy pani jesteś szczęśliwą?
— Zupełnie! odpowiedziała Wanda — a w głosie jej i wyrazie twarzy była prawda.
August zamyślił się długo, smutnie.
— Przebacz pani, zaczął po chwili, że uderzony nagłym ciosem którego wprawdzie mogłem się spodziewać,