— To się nie stanie, ojcze! Błagam cię, aby się to nie stało! — wymówił z prośbą, lecz głośno i śmiało.
— Kto śmie w poprzek woli mojej stawać? — groźnym wzrokiem młodzieńca przeszywając, zawołał Pytyon.
Ale i Diloram tak wyprostował się i tak śmiałym wzrokiem groźny ojcowski wzrok spotkał, że z delikatnego i leniwego chłopięcia wyrastać się zdawał na rycerza nieznającego trwogi. Głosem spokojnym, ale niezłomną wolą brzmiącym, odpowiedział:
— Ja to czynić śmiem, ojcze; bo mnie na ohydy takie bezczynnie patrzeć niewolno...
Ostatni wyraz wymówił tak stanowczo, że gniew Pytyona w zdziwienie przemieniać się zaczął.
— Nie wolno! — powtórzył — na Cybelę! któż oprócz mnie jednego, rozkazywać i zabraniać tobie ma prawo?
— Ten — odpowiedział Diloram — którego nie widzą twoje, ani moje oczy: geniusz-stróż, który w sercu i umyśle moim mieszkając, mówi mi: «Nie kłam, nie krzywdź, wypleniaj szkodliwe gady, pielęgnuj dobre zwierzęta, broń uciśnionych, mów prawdę potężnym...»
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Czciciel Potęgi.djvu/112
Ta strona została uwierzytelniona.