Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Czciciel Potęgi.djvu/113

Ta strona została uwierzytelniona.

Teraz aksamitne, tak miękkie i marzące zwykle jego oczy rozbłysły złotem światłem, a rumieniec, do zorzy podobny, zwolna mu oblewał śniade policzki i czoło. Z twarzy ojca nie spuszczając wzroku, cofnął się o kroków kilka i przed Scytą stanął tak, jakby z siebie samego mur obronny dla niego czynił.
— Niewinnym człowiek ten jest, ojcze — rzekł jeszcze — nie dobrowolnie szkodę ci wyrządził, a synami ciemności są ci, którzy niewinnym męki zadają...
Rzecz dziwna! Pytyon zamiast gniewem wybuchać, coraz ciekawiej, z coraz większem zdziwieniem przyglądał się synowi. Jakto? ten miękki, słaby, do żadnego z zadań, przez innych jego synów tak dzielnie spełnianych, niezdatny chłopak był przecież tak odważnym, że rozkazom i gniewowi jego mógł śmiałe czoło stawić! A więc nie był on tak zupełnie, jak o tem mniemał Pytyon, ze wszelkiej siły obranym! Odwaga i siła biły teraz z postawy jego, z czoła, ze złotych świateł, któremi płonęły mu źrenice. Jakimikolwiek były rządzące nim pobudki, jakkolwiek błahą wydawała się Pytyonowi przyczyna tej wszczętej z nim sprzeczki, czuł on zadowolenie. Jednak w oczach domowników i sług swo-