wyobraźni, pamięci, dla ogarnięcia go w głównych choćby liniach wymagającem, było ono przez to, że, jak obraz mozaikowy z kamyków różnej natury i barwy, składało się z plemion i ludów różnej postaci, skóry, odzieży i zbroi.
Naprzód tedy chmurą szarą, leniwą, ciężką, ciągnęły wozy zaprzężone wytrwałymi mułami, żywnością gatunku wszelkiego wysoko spiętrzone, a otoczone trzodą dromaderów, których ogromne garby, mnóstwem tobołów i wszelkiego gatunku brzemion objuczone, mętnie w obłokach kurzawy zarysowywały powoli sunący naprzód las bezkształtnych, potwornych wież. W części na tych wozach i wieżach siedzący, a w części pieszo idący przy nich ludzie mieli pozór mrowiska, rozsypanego po ruchomej górze. Najnędzniejsi z nędznych, z samego dna niewolnictwa dobyci, do broni niezdatni, powoźnicy ci, świstami biczów, którymi naganiali zwierzęta i w tym samym celu wydawanemi z gardeł piskliwymi krzyki, napełniając powietrze, byli jakby pierwszymi oznajmiaczami nadciągającej rzeczy jakiejś srogiej, groźnej, ponurej.
To przecież, co o jedno zaledwie stadyum, około sześciuset kroków ludzkich zawierające, po nich następowało, groźnem będąc, nie było
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Czciciel Potęgi.djvu/141
Ta strona została uwierzytelniona.