Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Czciciel Potęgi.djvu/152

Ta strona została uwierzytelniona.

śnie twarzach tkwiło rozwiązanie dwu zagadek — z których pierwszą było zrodzenie się na ich ziemi wzniosłej religii mazdeizmu, a drugą — zapanowanie jednego ludu, nad takiem mnóstwem innych. Zresztą, wszyscy ci pyszni jeźdźcy, złote granaty nad głowy wznoszący, byli bliższymi lub dalszymi krewnymi króla, z tego samego co i on pokolenia ród swój wywodząc. Dla tych wszystkich więc przyczyn, ażeby nigdy, przez jedną choćby godzinę, jakiegokolwiek niedostatku albo zmartwienia nie ucierpieli, tuż prawie za ostatnimi ich szeregami mnóstwo mułów i wielblądów ciągnęło na wozach, lub niosło na garbatych grzbietach ich żywność, napoje, stroje, służbę i — niewiasty. Tam także wieziono królewskie stroje, naczynia, służbę, żywność — w srebrnych beczkach wodę z egipskiej krynicy Cheopsu, wino syryjskie, pszenicę z pól Eolii...
Na tej chmurze wozów i wielblądów kończyło się wszystko, co zblizka towarzyszyło królowi; powstawała nowa próżnia zawierająca w sobie kilka stadyów, aż znowu, u jej końca rozpoczynał się wielki pochód wszechludów, zalewał drogi, pola, łąki, łamał przed sobą winnice, gaje, kresem swym sięgał ostatnich kresów widnokręgu.